|
PSKO - Forum dyskusyjne Forum Polonii Bułgarskiej
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Renia
****
Dołączył: 26 Paź 2007
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia - Krakow
|
Wysłany: Nie 21:09, 17 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Ideał i praktyka dążenia za Chrystusem, jaką znajdujemy w najstarszym dokumencie chrześcijańskim (1 Tes 1, 6); w listach św. Pawła łączy się ono z naśladowaniem samego apostoła 7). Dla św. Pawła naśladowanie Chrystusa oznacza wyzwolenie z grzechu i zaparcie się samego siebie, przez co życie wierzących staje się podobne do ukrzyżowania i zmartwychwstania, ponadto gotowość na to, by się dać przekształcić mieszkającemu w nas Duchowi Świętemu i oddanie siebie samego na pełną miłości służbę dla innych. Ewangelie w znamienny sposób wypowiadają się o osobistym przylgnięciu na wzór ucznia, który jest gotowy służyć bliźniemu w potrzebie i iść za Synem Człowieczym drogą cierpienia ku chwale. Chociaż temat „naśladowania” Chrystusa można znaleźć we wszystkich okresach teologii bizantyńskiej, niektórzy teologowie wschodni, tak jak Irénée Hausherr (1891-1978), wolą mówić o „prowadzeniu życia w Chrystusie” ; to wyrażenie można znaleźć w wielu traktatach o życiu duchowym; zob. Życie w Chrystusie Mikołaja Cabasilasa (ok. 1332-ok. 1396) i Moje życie w Chrystusie ojca Jana z Kronstadtu (1829-1908).
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sedyna
**
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia
|
Wysłany: Śro 20:53, 27 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
O papieżu nie na klęczkach
Prof. Tadeusz Bartoś
Rozmawiają Bartosz Machalica i Robert Walenciak
„Jan Paweł II. Analiza krytyczna”. Czy nie żałuje pan, że napisał tę książkę? Już mówią, że oto ksiądz wystąpił z zakonu i atakuje Kościół...
– To są argumenty erystyczne, atak na mnie w sytuacji, kiedy brakuje argumentacji merytorycznej. Ta mogłaby się pojawić, ale trzeba by książkę przeczytać. I tu już jest problem. Żeby uniknąć podobnych oskarżeń, musiałbym przestać pisać na tematy, na których się znam. A znam się na filozofii, religii, teologii, Kościele. Moja wizja Kościoła, pontyfikatu Jana Pawła II jest krytyczna, ale nie jest napastliwa.
Tak naprawdę wkłada pan kij w mrowisko. Jan Paweł II jest w Polsce ikoną, jest świętym. I nagle ktoś w to uderza. Nie za wcześnie?
– Nigdy nie będzie dobrego czasu. Jak to wyliczyć?
A nie obawia się pan, że zostanie wrzucony do worka antyklerykałów, tak jak pan pisze – do worka „NIE” oraz „Faktów i Mitów”?
– Napisałem o tym wprost, żeby się przed taką klasyfikacją bronić. Ja nie prezentuję mechanicznego hurraantyklerykalizmu. Jestem raczej pogodnym człowiekiem, urazów nie noszę. Krytyka Kościoła nie jest moją jedyną życiową radością. Ale nie widzę powodu, by milczeć w sprawach, które uznaję za istotne. Dla papieża zachowuję szacunek, świadom jego dokonań, podziwiam charyzmatyczną osobowość. Ale to nie musi zaślepiać. Obok wielkich dzieł były też inne, które krytykuję.
Model partii wodzowskiej
Pan stawia tezę, że kłopoty Kościoła w skali globalnej są efektem pewnych zaniechań popełnionych przez Jana Pawła II.
– Kłopoty są przynoszone przez życie, a Jan Paweł II na nie odpowiadał. Jego odpowiedzią było podejście dyscyplinujące. Odtworzono przedsoborową wizję Kościoła hierarchicznego. Papież był przeciwko temu, by wspierać struktury oddolne, dawać świeckim realną autonomię. Temu się przeciwstawiał, zwalczał zwłaszcza teologię wyzwolenia. Do pewnego stopnia skutecznie. Wymieniono biskupów, biskupi wymienili księży, którzy pracowali w tzw. wspólnotach podstawowych. Dążono do administracyjnej likwidacji tego ruchu. Dla mnie to rzecz gorsząca.
„Zbyt wielu świadków powtarzało: nie da się z nim porozmawiać o sprawach, które są dla niego niewygodne”, pisze pan o Janie Pawle II. „Lista tematów tabu nie była krótka: ewolucja teologii (nowe prądy i idee), reforma Kościoła, teologia wyzwolenia, wolność w Kościele, antykoncepcja, wychowanie duchownych (tj. destrukcyjne elementy ich życia), celibat, rozumienie prawdy, rozumienie wolności. Na te sprawy dziwnie zamknięty był ten nadzwyczaj otwarty człowiek”.
– Papież był człowiekiem dialogu zewnętrznego, a nie uznawał za stosowne rozmawiać z duchownymi w kwestiach, które pan wymienił. To w naszych czasach jest nie do przyjęcia. Żyjemy w świecie dialogu, negocjacji, dogadywania się. Kościół to nie wojsko, ale religia, która ma kształtować ludzkiego ducha. Dlatego krytykuję zhierarchizowaną strukturę, jaka w dzisiejszym Kościele istnieje. Chrześcijaństwo w pierwszych wiekach rozwijało się w sporach, które trwały niekiedy całe wieki. A przecież tamten świat nie był idealny. Dziś także mamy różne poglądy w Kościele. To nie jest żadne zgorszenie. Zgorszeniem jest fakt, że zakazane jest wypowiadanie własnych przekonań, jeśli nie są zgodne z aktualną opinią biskupa czy papieża. Różnorodność opinii nie może być uważana za rozbijanie Kościoła, przeciwnie, to mogłaby być jego siła, gdyby przywódcy Kościoła uznali, że to rzecz normalna, i stworzyli stosowne gremia wymiany opinii i podejmowania decyzji. Chrześcijaństwo nie jest partią wodzowską. Jedność polega na czymś innym niż na jednomyślności i podporządkowaniu. Istnieje coś większego, co sprawia, że wierzący uznają się za jedną wspólnotę. Nie jest żadną wspólnotą wiary grupa religijna działająca w strachu pod przymusem jednorodnego myślenia. To rodzi raczej konformizm, bezmyślność i nietwórcze otępienie.
Sobór Watykański II miał odnowić Kościół w tym względzie...
– Ives Congar, jeden z autorów soborowej teologii Kościoła, opisał coś, co nazwał communio, a więc pewną treść ideową tego, czym jest chrześcijańska wspólnota religijna, i odróżnił ją od societas – historycznej i zmiennej organizacji Kościoła w różnych epokach. Po soborze teolodzy oczekiwali, że przyjdzie moment na akomodację owej societas (organizacji życia) do nowej teologii i do współczesnego świata. Hasłem soboru była przecież taka właśnie accomodata renovatio – dostosowana odnowa. W jednych krajach zrobiono w tych sprawach więcej, w drugich mniej. Reformę jednak przerwano gwałtownie. Zmiany obyczajowe związane z tzw. rewolucją '68 przeraziły wielu hierarchów. Ich stanowisko bardzo się usztywniło. Piszą o tym teolodzy także konserwatywni, jak chociażby paryski jezuita Bernard Sesboue. Jan Paweł II nie chciał Kościoła, w którym podnoszono by otwarcie kłopotliwe kwestie, Kościoła rozdyskutowanego. Karał niepokornych teologów, usuwał z pracy, nakazywał milczenie. W nowym prawie kanonicznym, na osobiste życzenie papieża (choć nie proponowała tego komisja kodyfikacyjna), wpisano przepis, że przestępstwem jest „wypowiedź wzbudzająca niechęć” wobec papieża i biskupów, co faktycznie oznaczało zakaz wszelkiej krytyki i polemiki. Doszło do próby administracyjnego zamknięcia ust wszystkim teologom mającym odmienne zdanie, w kwestiach niekiedy bardzo szczegółowych i wątpliwych, takich jak antykoncepcja. Wspomniany Sesboue pisze, że w procesie kościelnego formułowania dogmatów katolickich było zawsze kilka etapów: wątpliwości i debaty – trwające niekiedy setki lat, a po tym dopiero rozstrzygnięcie. Dziś okres debaty w ogóle nie występuje: dyskusja i różnica opinii są zakazane formalnie – to kanoniczne przestępstwo. Taka była niestety polityka naszego papieża. Przykro to mówić, ale mówić trzeba.
Co ujawnił ksiądz Zaleski?
Jeśli krytyka jest przestępstwem, to nie ma w ogóle wolności dyskusji!
– Dlatego m.in. zaskakujący był dla mnie niedawny wywiad ks. Isakowicza-Zaleskiego dla dziennika „Polska”. Odsłania on tam kulisy życia kościelnego, krytykuje własnego biskupa. Nikt w Polsce, zwłaszcza duchowny, nie mówił tak bezpośrednio o problemach wewnątrzkościelnych. Za to jest kara kościelna – interdykt, lub inna sprawiedliwa kara (kanon 1373). Może ks. Zaleski o tym nie wie? To odważny człowiek, mam dla niego pod tym względem szacunek, choć z wieloma jego sądami się nie zgadzam.
Przez kogo może być ukarany, przez biskupa?
– Tak, paragraf czeka i może być wykorzystany. Czy zostanie użyty? Nie wiem. Siłą ks. Zaleskiego są jego czyste intencje, oraz... czwarta władza – media. Ucieka się do jej pomocy. W ostatnich dniach wyszła nowa książka kard. Dziwisza, odpowiedź na książkę Zaleskiego. Mamy więc już pojedynek na książki. W wywiadzie dla „Polski” ks. Zaleski napisał, że widzi w Kościele obecność struktur korporacyjnych, czyli – jak rozumiem – grupy koterii, nieformalnych powiązań, wzajemnie się wspierających, choćby z uwagi na orientację seksualną. Ksiądz Isakowicz-Zaleski odgrywa więc rolę jakby narzędzia oczyszczenia – jest naszym polskim Janem Chrzcicielem. Ma żywe poczucie uczciwości, nie chce być w „Kościele zmowy”, zamiatania złych spraw pod dywan. Rozumiem tę motywację. Choć z drugiej strony jego samozwańcza polityka lustrowania budzi wątpliwości, jest właśnie zbyt samozwańcza. On daje sobie usprawiedliwienie – nikt tego nie zrobił, biskupi tego nie zrobili i nie zrobią bez nacisku, a idzie o wiarygodność Kościoła. Jest ks. Zaleski w bardzo trudnym położeniu, mam wrażenie, że dobrze go rozumiem.
Za dużo spraw chce rozwiązywać przed kamerami?
– Brakuje w Kościele niezależnego sądownictwa, dlatego konflikt księdza z przełożonym nie może mieć sprawiedliwego rozstrzygnięcia. Biskup jest dla ks. Zaleskiego (i każdego księdza) reprezentantem równocześnie władzy wykonawczej, w pewnym zakresie prawodawczej, a także sądowniczej. Ksiądz popadający w konflikt z biskupem nie ma do czego się uciec, jest jak w matni. Poza tym taka koncentracja formalna władzy prowadzi do spontanicznego tworzenia się wspomnianych już koterii, układów, ludzi lepiej lub gorzej ustawionych. Od kilkuset lat ten problem jest w Europie opisany, wystarczy zapoznać się z historią myśli społecznej. Kościół jednak niewiele zrobił, by skonfrontować się z tą kwestią. Czaruje się nas słowami, że to instytucja inna, wyższa. Jakby nie było tam zwykłych ludzi, podlegających zwykłym prawom śmiertelników.
Ojciec i dziatwa
Jan Paweł II tego nie zmienił.
– Nie zmienił. A byli ludzie, którzy to wskazywali. Zachodni teolodzy stworzyli wiele nowatorskich koncepcji, których papież nie podjął. Nie rozmawiał z nimi. Często traktował ich jak buntowników. Ives Congar opowiadał kiedyś swoim dominikańskim braciom o wrażeniach z obiadu u papieża. Wszyscy byli zaciekawieni, a Congar, znany ze zjadliwego języka, odpalił: wolałbym, żeby zamiast jeść ze mną obiad, przeczytał moje książki. Congar, jak już wspominałem, badał konstrukcję katolickiego systemu religijno-społecznego w różnych okresach historycznych, ich ewolucję, faktyczne dostosowywanie się Kościoła do mentalności ludzi różnych epok. Tego wszystkiego zabrakło w wizji Kościoła Jana Pawła II.
Napisał to pan w swojej książce – Jan Paweł II „nie podejmował dialogu ze swoimi krytykami, z których niejeden był poważnym teologiem, rzetelnie przygotowanym do profesjonalnej debaty. Wolał raczej (...) brać dzieci w ramiona, błogosławić, rozdawać różańce. Ojciec i dziatwa – taką relację ustanawiał z otoczeniem”.
– Najpierw następuje wyniesienie papieża, monarchy absolutnego, ikony Chrystusa. A potem papież zmniejsza dystans, spotyka się, rozmawia. Człowiek zostaje wyróżniony, co wzrusza, staje się przeżyciem. Trzeba pamiętać, że przednowożytny system społeczny preferował przynależność do grupy na zasadzie własności: żona i dzieci to własność ojca, król jest właścicielem poddanych, suweren wasali, chłop jest własnością swego pana. To się zmieniło w świecie, a przechowane zostało w Kościele, gdzie ksiądz jak w dawnych czasach jest własnością Kościoła i przełożony robi z nim, co uważa (byleby nie łamać przykazań). W jednej z rozmów w telewizji usłyszałem opinię księdza, że jego biskup jest wspaniały, bo odwiedza systematycznie księży. Jest jak dobry ojciec. Ksiądz nie widzi, że to właściwie jest reakcja dziecka. To dzieci potrzebują, aby tatuś o nich się troszczył, odwiedzał. Dorośli układają sobie życie w miarę samodzielnie. Relacje budują na zasadzie partnerstwa. Inny jest rozkład ich potrzeb. Chyba że przejdą regres.
?
– Wychowanie zakonne (podobnie może być w seminariach duchownych) na samym początku powoduje u niejednego, że przechodzi regres psychiczny, a więc cofnięcie się do wcześniejszego etapu rozwoju emocjonalnego. Widziałem to często. Dorośli ludzie przychodzą do nowicjatu zakonnego i są tam traktowani jak małe dzieci. Otoczeni troską, mówi im się, co mają robić, nawet jak mają się załatwiać, jak ścielić pościel itd. Wszystko zostaje zorganizowane, jedzenie, pranie, program dnia. Totalne uwolnienie od osobistych wyborów. Trwa to rok, później jeszcze kilka lat studiów. Życie w takim stylu w zamkniętej grupie sprawia, że u wielu budzą się uczucia z czasów dzieciństwa, symbiotyczne, infantylne. Pojawia się zupełna pasywność, uległość, dobry podkład – jak się może wydawać – niezawodnego posłuszeństwa. Ma powstać ksiądz bezproblemowy.
„By panować, nie wolno się bratać. Jeśli spotykać się, to tylko w roli władcy, dającego audiencję poddanym”... Tak pan napisał. Mówiąc, że po to, by uciec od dyskusji, budowano w Kościele dystans, wchodzono na ambonę. I odwoływano się do emocji.
– Polska jest krajem o religijności sentymentalnej, którą wzmacnia niski poziom wykształcenia, dominacja kultury wiejskiej. Dominikanin Jacek Woroniecki, wybitny teolog, już w latach 30. ubiegłego wieku pisał, że religijność nasza niechętna jest refleksji, za to bardzo sentymentalna. Takie jest polskie kaznodziejstwo. Podobny, choć na miarę osobowości papieża, wizyjno-mistyczny sposób postrzegania misji religijnej nie był obcy Karolowi Wojtyle. On miał bardzo silne poczucie wybrania specjalnie przez Opatrzność. To było bliskie duchowi polskiego romantyzmu. Ten język także nam był bliski, dobrze byliśmy nastrojeni na tę wrażliwość. I to zagrało. Wojtyła był przecież naprawdę słowiańskim papieżem, bardzo podobnym do tego z wiersza Słowackiego. I myślę, że on w to na swój sposób wierzył. Wierzył w ocalenie życia przez Panią z Fatimy, nie był sceptyczny wobec świata mistycznych znaków, zapowiedzi, utrzymywał kontakt ze stygmatykiem i wizjonerem ojcem Pio. To wszystko dawało mu ogromną siłę psychiczną, siłę przekonywania, dla wielu wiarygodną. A patrząc historycznie? Do pewnego stopnia odegrał rolę ocalającego naród. Odegrał pozytywną rolę.
Jak ma się sprawa stosunku Kościoła do polityki? Wiele tu jakiejś mistyfikacji, są deklaracje dystansu, choć chęć udziału hierarchii w decyzjach politycznych, ambicje wpływu są widoczne gołym okiem.
– To pewien paradoks, że Kościół z jednej strony wyrzekł się formalnie polityki...
...a faktycznie jest w nią zaangażowany.
– Papież jest politykiem, przywódcą politycznym, głową państwa. Watykan jest państwem, i to szczególnym, monarchią absolutną. Mamy prawo konstytucyjne Watykanu, które analogicznie do prawa angielskiego odwołuje się do przepisów z dawnych czasów. Byłem kiedyś na audiencji u jednego z kardynałów, który przytaczał nam ciekawostki prawne. Jest przepis chyba z XVII w. o karze śmierci. Nigdy nie został odwołany, więc formalnie obowiązuje. Kardynał jowialnie żartował, że mamy jeszcze w piwnicy gilotynę i jest regularnie oliwiona. Watykan ma swoją pocztę, ale ma też swoją policję, która interweniuje na mieście. Gdyby w awanturę zamieszany był duchowny, zabiera delikwenta z rąk włoskiej policji. Inny przykład – gdy Jan XXIII został papieżem, zajrzał do archiwum, znalazł tam donosy na siebie. Przyszły papież jako kleryk wysyłał listy do znajomego księdza, który, jak się okazało, był podejrzany o modernizm. Listy nie docierały do adresata. Przechwytywała je poczta włoska i przekazywała urzędnikowi watykańskiemu. W przypadku państwa wszystkie takie działania – policyjne, wywiadowcze itp. – są jakoś akceptowalne. Taki jest ten świat. Ale w przypadku Kościoła mamy dysonans poznawczy. To jest fatalny splot – Kościół połączony w jedno z organizmem państwowym.
Postuluje pan likwidację państwa watykańskiego?
– Postuluję refleksję, czy to jest normalne. Przyzwyczajamy się do pewnych rzeczy i przestajemy się dziwić. Potrzeba reformy instytucji Kościoła, bo ta, która istnieje, jest niewydolna i gorsząca. Zmiany oczywiście muszą być stopniowe, dostosowane do regionu świata. Już sama zmiana systemu nominacji biskupich, wyeliminowanie polityków, tj. nuncjuszy, którzy są ambasadorami w danym kraju, z tego procesu byłoby jakimś otrzeźwieniem. Dopuszczenie ludu bożego do głosu w jakiejś formie wyboru, choćby ograniczonej, miałoby wymiar ozdrowieńczy – kler musiałby zrozumieć, że jest powiązany z ludem, a nie ponad nim. Że o charakterze i miejscu ich pracy bardziej decydują względy merytoryczne, a także zwykli parafianie, a nie wyłącznie dobre układy z wierchuszką kościelną. Problem papieża polegał na tym, że wszedł w strukturę prawną, której nie zmienił, a raczej ona go zmieniła. Tak to bywa ze strukturą, wobec której człowiek ma poczucie obowiązku, lojalności. A jednak trzeba było zreformować tę instytucję. Papież takich myśli nie miał. One były w głowach teologów, których Jan Paweł II odrzucał.
Jan Paweł II na wojnie
Bo Jan Paweł II był na wojnie. Na wojnie z „cywilizacją śmierci” na Zachodzie, na wojnie z komunizmem w Europie Wschodniej i z marksizmem w Ameryce Łacińskiej. A na wojnie potrzebne są silne, zdyscyplinowane struktury.
– Tak właśnie piszę o tym w książce. Eccllesia militans – „Kościół walczący” ze złem świata. Cywilizacja życia i cywilizacja śmierci: ten dualistyczny obraz zagościł na stałe w naszej wyobraźni. Papież traktował Europę Zachodnią jako zagrożenie. Krytykował pojęcie wolności, jakby bał się samej wolności. Jeśli ludziom pozwolić wybierać – to na pewno popadną w samowolę i swawolę. Taki był motyw jego skłonności do kontroli, regulacji, nakazywania i zakazywania szczegółowo katolikom na świecie: kodeksowego regulowania każdego aspektu życia. Owocem – zanik zaufania, rozrastająca się podejrzliwość. Papież był człowiekiem epoki walki z komunizmem. Jednak walka powinna mieć swój kres, komunizm się skończył i trzeba by przestawić się na bardziej normalne życie. Reformy jednak nie było. Ludzie na Zachodzie, którzy żyli od pewnego momentu we względnym dobrobycie i poczuciu bezpieczeństwa, ochrony własnych praw, autonomii i godności, nie rozumieli takiej inwazyjnej postawy papieża.
Bo wybrali „cywilizację śmierci” i „świat bez Boga”...
– To bardzo niesprawiedliwe epitety. Świat, który narodził się w Europie po II wojnie światowej, jeśli chodzi o standard życia, bezpieczeństwo prawne, socjalne, dostęp do edukacji, możliwość awansu, ład społeczny, ogólną kulturę, edukację, opiekę zdrowotną, to chyba największe osiągnięcie cywilizacyjne w dziejach ludzkości! Jak można to nazywać „cywilizacją śmierci”? Statystyki nie pokazują wyższej przestępczości, korupcji czy ogólnego zepsucia w krajach „bez Boga” w porównaniu z krajami katolickimi, takimi jak Polska. Dobrobyt to nie jest zło samo w sobie. Nie jest wartością szczególną życie w niedostatku.
A „cywilizacja seksu”? Ona budzi niesmak nawet wielu zadekretowanych ateistów.
– Rewolucja obyczajowa roku 1968 była faktem. Kościół reaguje na nią alergicznie. Zapomina się jednak o wcześniejszej chorej tabuizacji seksualności w represywnej kulturze Europy i USA. Chrześcijaństwo miało w tym swój udział. Nastąpiło więc odreagowanie. Ale seksualność ludzi, chęć sterowania nią przez duchownych – we wszystkich detalach – ten problem nie znika. Przeciwnie – narasta. To, co dzieje się dziś w konfesjonałach w Polsce, jest owocem tej teologii, która z seksu czyni grzech par excellence. Pojawia się temat antykoncepcji, który stanowi – można powiedzieć – jakąś niezwykłą pasję Jana Pawła II. Dyscyplinowanie niemieckich teologów i duchownych dotyczyło przede wszystkim ich ewentualnych krytycznych wypowiedzi przeciwko zakazowi antykoncepcji. Nie było dyskusji w tej sprawie, było pochopne rozstrzygnięcie. Jeszcze za czasów Pawła VI, który wbrew opinii większości episkopatu światowego postanowił uznać wszelkie formy antykoncepcji za niemoralne. Nasz papież kontynuował tę linię. I to z jakąś zaskakującą determinacją. Nie było możliwości w Watykanie dania katolikom (zwłaszcza w Afryce) jakiegokolwiek przyzwolenia na stosowanie prezerwatyw ochronnie przeciw AIDS. Zalecanie celibatu całym populacjom świadczy o niezrozumieniu natury ludzkiej, a także o niezrozumieniu specyfiki kultury ludów afrykańskich. Takie narażanie ludzi na okrutną śmierć dla wielu w Europie było moralnym wstrząsem. Tutaj papieski szczegółowy kodeks etyczny stoi wyjątkowo w sprzeczności z wrażliwością moralną przeciętnego człowieka. Dlaczego tak postępował papież? Wyjaśnienie najprostsze: projekcja własnych duchowych nastawień na innych ludzi: ja mogę, to wy też powinniście – dążyć do doskonałości. Tymczasem nie wszyscy mają psychikę, strukturę osobowości, poglądy i biografię Karola Wojtyły.
nnnKościół polski po papieżu
Porozmawiajmy na temat polskiego Kościoła po papieżu. Pyta pan, czy nie jest to kolos na glinianych nogach.
„Stereotypowy wizerunek duchownego to coraz częściej osobnik odmawiający dialogu, siejący propagandę, agresję, społeczna niechęć”, pisze pan, dodając, że to „owoc” działania stacji ks. Rydzyka. I jeszcze jeden cytat, o izolacji kulturowej duchownych w Polsce, „funkcjonujących na prawach swoistych amiszów, ludzi z innej epoki, dla których obrona kultury już nieistniejącej okazuje się kwintesencją wiary i wierności. W zamian otrzymujemy dziwaczny melanż strategii politycznych, narodowych i quasi-religijnych, mistycyzujących narodowo i martyrologicznie”. – Tu jest wiele wątków, nie sposób odnieść się do wszystkich. Medialny obraz Kościoła jest kształtowany w mediach, dlatego aktywność ks. Rydzyka tak dewastuje obraz Kościoła. Nie ma dziś grupy katolickiej, która by bardziej szkodziła wizerunkowi Kościoła w Polsce. To zmusiło wielu życzliwych Kościołowi ludzi do ponownego przewartościowania swoich osądów. Trzeba było się głęboko zastanowić, co się stało: miało być inaczej po Soborze Watykańskim II?
Jak w średniowieczu Kościół swą strukturą dostosowywał się do epoki, tak w Polsce Kościół dostosowuje się do polskiej mentalności, do oczekiwań wiernych...
– Kościół w Polsce, jeśli mówimy o kazusie radiomaryjnym, raczej dostosowuje się, albo – by powiedzieć dosadniej – żeruje na ludzkich lękach, obawach, niskich instynktach. To bardzo krótkowzroczne. To nie jest odnowa, ale ruch w przeciwnym kierunku.
Gołym okiem widać zmianę akcentów w postawie najważniejszych ludzi Kościoła. Zwrot w kierunku „moherowego” elektoratu. Ludzi z małych miast, ze wsi...
– Tonący brzytwy się chwyta. Poważne zmiany społeczne, jakie następują w naszym kraju, zastają Kościół zupełnie nieprzygotowany. Ani intelektualnie, by zrozumieć te zmiany, ani – że tak powiem – „kadrowo”. Będzie więc panika. Już pojawiają się jej pierwsze objawy, gwałtowne ruchy duchownych kiedyś bardzo wyważonych. Ale nie da się utrzymać starego modelu społecznego bez żadnych zmian. Wsie się wyludniają, starzeją. Ludzie, którzy wrócą z Anglii, mogą też trochę inaczej spojrzeć na świat. Społeczeństwo staje się zamożniejsze, bardziej upodmiotowione. Tymczasem model religijności rozwijany w Polsce adresowany jest do świata ludowego i do tego jeszcze biednego. Jeszcze kilka lat wchłaniania europejskich funduszy i obszary biedy w Polsce mogą się bardzo skurczyć.
Jak będzie wyglądać polska droga do sekularyzacji? Czy za kilkadziesiąt lat relacje państwo-Kościół zostaną ułożone na nowo na drodze dialogu? Tyle że do tego potrzebna jest wola Kościoła...
– Ludzie oddalają się od tradycyjnego Kościoła, kiedy czują, że są bardziej niezależni. O co w tradycyjnym modelu wierzący się modlą? O pomoc Boga. Są przygnieceni obowiązkami, zmartwieniami, biedą. Desperacja jest silnym motywem tradycyjnej religijności. Ale poziom desperacji w młodym pokoleniu może się zmniejszyć. Sekularyzacja podobna do świata zachodniego – moim zdaniem – w Polsce to kwestia 10, 20 lat. To jednak jest wróżenie z fusów: na pewne procesy społeczne nakładają się ludzkie decyzje, które mogą te procesy odwracać. Może ponownie jakiś wartościowy rodak zostanie papieżem? A może będzie w przyszłości inny papież, który zaproponuje głębszą religijnie wizję wiary, bardziej przemawiającą do współczesnego Europejczyka? I dokona koniecznych zmian w Kościele?
Prof. Chrzanowski zarzucił polskiemu Kościołowi, że skupił się tylko na etyce seksualnej, zapominając np. o próbach wypracowania bardziej sprawiedliwego modelu społecznego.
– Problemem jest horyzont myślowy Episkopatu. Jeszcze za czasów Wyszyńskiego niektóre listy biskupie były rodzajem pogłębionego studium. Dziś jest głucho, nic nie widać, nic nie słychać – o tym mówił prof. Chrzanowski. Jest tajemnicą poliszynela, że aktywność Radia Maryja w obecnej formie wynika z faktu, że większość biskupów ją popiera. A więc nie uznaje tej formy katolicyzmu za niestosowną. Jakby to była ich własna forma wyrażania wiary. Kard. Wyszyński był księciem Kościoła, który robił to, co uważał za słuszne w Kościele polskim. Był postacią wybitną, jako przywódca, strateg, także myśliciel. Idealny człowiek na fatalne czasy. Miał w sobie wolność, by myśl o społeczeństwie, o Kościele począć w sobie, zrodzić, przelać na papier. Choćbyśmy się z nim nie zgadzali. Samodzielność Wyszyńskiego ukazała się zwłaszcza wtedy, kiedy nie posłuchał Piusa XII, który zakazywał wszelkich form kontaktów z komunistami. Czy dziś mamy takich samodzielnie myślących i działających biskupów? Oto jest pytanie. Nie rozstrzygam go, niech fakty mówią same za siebie. Cytujemy obficie wypowiedzi papieża, ale nie tworzymy własnego, samodzielnego obrazu świata. Tego się lękamy, bo to grozi odstępstwem. Jakby w Kościele od myślenia był wyłącznie papież.
A te różnice między „Kościołem toruńskim” a „łagiewnickim”?
– W Polsce nie ma różnicy między tzw. katolikami otwartymi a zamkniętymi, jeśli chodzi o wizję teologii, ponieważ współczesna teologia jest w naszym kraju mało dostępna. Niewielu jej uczy, niewielu biskupów mogłoby o niej coś powiedzieć (a przynajmniej faktycznie niewiele mówią). Zasadnicza różnica dotyczy raczej stylu bycia katolików. Jeden jest napastliwy (ostatnio dołączają do niego np. redaktorzy KAI, atakujący mnie personalnie za książkę), drugi bardziej otwarty na dialog, słuchanie innych, z większą dozą kultury osobistej. To jednak nie jest różnica teologiczna. Wszystkie te środowiska łączy, jeśli chodzi o zasadnicze kwestie teologiczne (o których tutaj trochę mówiliśmy), konserwatywne nastawienie.
Samotność liberałów
Czyli w Polsce katolicyzm liberalny nie istnieje?
– Proszę mi podać nazwiska teologów poruszających na dobrym poziomie współczesne sprawy teologiczne na miarę osiągnięć XX-wiecznej humanistyki. Jest prof. Węcławski, jego wykłady, które miał także u nas w Warszawskim Studium Filozofii i Teologii (www.wsft.edu.pl), są fascynujące. Ale on wystąpił z Kościoła. Jest ks. prof. Hryniewicz. On jednak jak głos na puszczy – jest skutecznie ignorowany. Pewnie są też inni, ale ich nie słychać, a więc trochę jakby ich nie było. Ich myślenie na razie nie ma wpływu, nie kształtuje języka religijnego w naszym kraju. Ja sam miałem wykładowcę, który nawet jak coś wiedział i uchylił rąbka tajemnicy w sprawie poglądów współczesnych teologów (czego zresztą starał się wystrzegać), to zaraz dodawał, żeby broń Boże nie iść z tym na ambonę, bo się ludziom w głowie będzie mieszać. Ale jak tu budzić do myślenia, jeśli się najpierw nie zamiesza w głowie, nie postawi pytań? To jest złowróżbne. To droga do fundamentalizmu. Brakuje myśli religijnej, która autentycznie poruszałaby religijne struny wrażliwego religijnie rodaka. A zapotrzebowanie jest ogromne, o czym świadczy zainteresowanie wspomnianym już przeze mnie studium. W Polsce zdemonizowano wybitnych teologów, którzy popadli w konflikt z papieżem. Doprowadziło to do intelektualnej zapaści teologii w naszym kraju. Istnieje jakaś intensywna mobilizacja, by pewnych tematów nie poruszać. Moja najnowsza książka została odrzucona już przed przeczytaniem, uznano, że muszę odgrywać się na Kościele, by utwierdzać się we własnych uprzedzeniach. A to nieprawda, niesprawiedliwy osąd. Formułuje takie osądy nie tylko człowiek pokroju ks. Rydzyka, ale choćby abp Życiński, intelektualista. Niechęć do uważnego i życzliwego wsłuchania się w zdanie odmienne – to zabija dziś Kościół katolicki na świecie i w Polsce. Zabija ducha.
A jak reagują inni księża? Czy widzą w panu wroga, czy bratnią duszę?
– Wielu duchownych ciekawi to, co piszę. Zachęcają do pisania dalej, trochę też chyba zazdroszczą. Są jednak i tacy, którzy mają mój obraz już mocno zdemonizowany: jeśli mnie gdzieś rozpoznają, to patrzą z wyraźnym niepokojem. Słyszałem o księdzu, któremu znajoma chciała podarować jedną z moich książek, a on się szczerze przestraszył, stwierdzając, że to przecież chyba grzech coś takiego czytać. Ta nowa książka o papieżu może atmosferę wrogości jeszcze bardziej katalizować. Ja ze swej strony robię, co mogę, by nie uchybić wielkości papieża, mimo że piszę analizę krytyczną. Nie chcę ranić uczuć religijnych, nie tylko dlatego, że zakaz ich ranienia mamy w kodeksie karnym (co samo w sobie jest dosyć kuriozalne). Nie popadając w skrajności potępień, uproszczeń, gwałtownych ataków i jeszcze gwałtowniejszych obron i kontrataków, chciałbym spokojnej rozmowy. Jan Paweł II był ważną częścią życia wielu Polaków. Takim był dla mnie. Teksty, które napisałem, napisałem także dla siebie. To było moje zmaganie się. By zrozumieć i przetrawić to dziedzictwo. Zachować to, co wielkie, ale także zrezygnować z tego, co nie do przyjęcia. I pójść dalej w świat, już bez papieża Polaka. Idzie więc o zachowanie wdzięcznej pamięci, która nie jest jednak bezkrytyczną mitologizacją.
Chciałoby się na końcu powiedzieć: amen.
– Proszę się nie krępować.
Tadeusz Bartoś – profesor Akademii Humanistycznej w Pułtusku. Filozof, teolog, komentator bieżących wydarzeń z życia Kościoła. Do stycznia 2007 r. dominikanin. Opublikował m.in. „Ścieżki wolności”, „Wolność, równość, katolicyzm”. Jego ostatnia książka „Jan Paweł II. Analiza krytyczna” (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008) to pierwsza krytyczna analiza pontyfikatu Jana Pawła II. I była sensacją, jeszcze zanim się ukazała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jacek
*
Dołączył: 30 Cze 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia - Warszawa
|
Wysłany: Śro 21:51, 05 Mar 2008 Temat postu: Opinia |
|
|
Więcej seksu w Wielkim Poście
DOMINIKANIN: NIE NALEŻY W POŚCIE BYĆ SMUTNYM
W poście nie należy odmawiać sobie wszystkich przyjemności
Trwa Wielki Post, w katolickiej tradycji czas wyrzeczeń. Jednak są duchowni, którzy mają do tego okresu mniej ortodoksyjne podejście. - W Wielkim Poście nie wolno odmawiać sobie dwóch rzeczy: słodyczy i seksu - mówi "Rzeczpospolitej" dominikanin o. Marek Kosacz.
Dlaczego akurat słodyczy i seksu, a nie np. alkoholu i telewizji? - Odmawiając ich sobie, ludzie chodzą ponurzy i smutni, a przecież nie o to w Wielkim Poście chodzi - wyjaśnia duchowny z Rzeszowa.
Jego zdaniem post ma prowadzić do poznania siebie. - Dlatego zamiast odmawiania sobie słodyczy może należałoby odjąć trochę chamstwa? Zamiast dodatkowej pracy znaleźć czas dla bliskich. Chodzi o to, by w moim życiu było mniej zła, a więcej dobra. Więcej słodyczy, a mniej głupoty - uważa o. Kosacz.
A jak zmienia się życie duchownego w Wielkim Poście? - Chodzę wcześniej spać, więcej modlę się za uczniów - mówi "Rzeczpospolitej".
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hugo
**
Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:08, 10 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Prokuratura zbada aferę pedofilską w Kościele Katolickim w POLSCE
"GW": KSIĄDZ MOLESTOWAŁ NIELETNICH WYCHOWANKÓW
Szczecińska prokuratura zajmie się sprawą rzekomego molestowania dzieci przez księdza - założyciela i dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie. Sprawę wychowanków ks. Andrzeja opisała "Gazeta Wyborcza".
- Na razie dysponujemy tylko danymi z publikacji "GW", ale są podstawy by wszcząć postępowanie w tej sprawie - poinformowała w TVN24 rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Małgorzata Wojciechowicz. Prokuratura zamierza w pierwszej kolejności przesłuchać pokrzywdzonych, potem osoby, które dysponują wiedzą na ten temat. Rzeczniczka nie wykluczyła, ze będą wśród nich biskupi.
Jako że do molestowania doszło przed 1995 rokiem, a od tego czasu zmieniły się przepisy kodeksu karnego, postawienie zarzutów może być skomplikowane. - Najpierw trzeba będzie przeprowadzić analizę stanu prawnego. Informacje z artykułu wskazują bowiem, że w grę mogą wchodzić przepisy z 1969 r., co oznacza, że część czynów mogła ulec przedawnieniu - wyjaśniła.
Kuria wiedziała, ale nic nie robiła
"Miałem 15 lat. Ks. Andrzej zaprosił mnie do pokoju. Zaczął mnie obmacywać, nakłaniał, żebym ja też go dotykał" - to jedno z wstrząsających wyznań podopiecznych Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie. Zeznania wychowanków ośrodka były znane trzem biskupom i wielu księżom - napisała "Gazeta Wyborcza".
Ks. Zyga: zastanawiające, że sprawa jest nagłaśniana
Rzecznik kurii szczecińskiej ks Sławomir Zyga nie ma postawie swoich przełożonych nic do zarzucenia. - Ta sprawa trwa trzynaście lat i poprzedni biskupi też ją wyjaśniali zgodnie z procedurami kanonicznymi. Jest zastanawiające, dlaczego jest ciągle nagłaśniana, a nikt nie wystąpił na drogę cywilno-prawną. Gdyby się nią zajął sąd, dawno wiedzielibyśmy, czy te zarzuty są prawdziwe czy nie - argumentował.
Wychowankowie ośrodka przerywają milcznie
"Przez następny okres mojego pobytu wielokrotnie, kiedy nie było ludzi w ognisku (zostawałem na weekendy, bo nie miałem dokąd pojechać), ks. Andrzej przychodził do mojego pokoju, siadał na moim łóżku, wkładał rękę pod kołdrę i dotykał mojego ciała, a zwłaszcza genitaliów" - to zeznanie Eryka, spisane przez dominikanina Marcina Mogielskiego. "GW" rozmawiała z czterema byłymi wychowankami ośrodka. Wszyscy opisują podobne sytuacje, a jako ich sprawcę wskazują dyrektora ośrodka, ks. Andrzeja.
Według nich nie byli jedynymi, których molestował ks. Andrzej. Jeden z wychowanków ośrodka miał nawet próbować popełnić samobójstwo po rozmowie za zamkniętymi drzwiami z dyrektorem ośrodka. Do molestowania miało dochodzić w latach 1992-95. Chłopcy zwierzyli się wychowawcom, oni zaś w 1995 r. poinformowali bp. Stanisława Stefanka, któremu podlegała oświata w archidiecezji.
Bp. Stefanek: Mamy do czynienia z czarną niewdzięcznością
Hierarcha nie uznał ich relacji za wiarygodne. Nie porozmawiał z żadnym z poszkodowanych. - Jestem pewien, że nie było wykorzystywania seksualnego chłopców. Mamy tu do czynienia z czarną niewdzięcznością, która dotknęła człowieka niewinnego - mówi "GW" biskup Stefanek po 13 latach od tamtej rozmowy. Jego zdaniem wrogowie księdza Andrzeja wykorzystali bezpodstawne zarzuty o pedofilię do rozgrywek środowiskowych. - Powiem wprost: ks. Andrzej mi po prostu zaimponował swoim poświęceniem dla tych biednych chłopców, poświęceniem na granicy szaleństwa - dodaje biskup. Jestem pewien, że nie było wykorzystywania seksualnego chłopców. Mamy tu do czynienia z czarną niewdzięcznością, która dotknęła człowieka niewinnego
bp Stanisław Stefanek
Rozgoryczeni wychowawcy spróbowali dotrzeć do abp Mariana Przykuckiego. - Powiedział, że boleje nad sprawą i pomoże w rozwiązaniu - wspomina jeden z zakonników. Arcybiskup zaufał jednak osądowi bp. Stefanka i nie kazał sprawy dalej badać. Wprawdzie odsunął ks. Andrzeja od pracy w ognisku, ale wiosną 1996 r. powierzył mu nadzór nad szkołami katolickimi w Szczecinie. Potem ks. Andrzej kierował Liceum Katolickim w Szczecinie, przewodniczył Stowarzyszeniu Szkół Katolickich.
Kościół zareagował po 12 latach
Wychowawcy nie dali za wygraną. W 2003 r. ich zeznania i relacje ofiar spisał o. Mogielski. Jego zwierzchnik o. Maciej Zięba przekazał je obecnemu arcybiskupowi szczecińsko-kamieńskiemu Zygmuntowi Kamińskiemu. Według "GW" podczas spotkania z hierarchą o. Ziemba usłyszał, że "nieświadomie przykłada rękę do pedalskiej zemsty na porządnym księdzu", bo o. Mogielski został usunięty za praktyki homoseksualne ze szczecińskiego seminarium. Jednak nic podobnego nie miało miejsca, a według o. Zięby metropolita się pomylił i nie zweryfikował tej informacji, choć wystarczyłby jeden telefon do zwierzchnika seminarium. Przez te wszystkie lata żyłem w cieniu pomówień i oskarżeń. Jak się uwolnić od tej atmosfery? Mam zrobić dziecko jakiejś kobiecie? Wtedy byłoby inne wytłumaczenie: no taaak, pedofil biseksualista
ks Andrzej
Arcybiskup zajął się sprawą dopiero, gdy wychowawcy zasugerowali, że pójdą do prokuratury. Sąd biskupi przesłuchał tylko dwóch pokrzywdzonych. Ks. Andrzej został odsunięty od oświaty dopiero w 2007 r.
Ks. Andrzej: nic podobnego nie robiłem
Oskarżony o molestowanie ksiądz wszystkiemu zaprzecza. - W życiu takich rzeczy nie robiłem - zapewnia w rozmowie z "GW". - Gdybym rzeczywiście był pedofilem, już dawno zgłosiłby się tłum pokrzywdzonych. Przez te wszystkie lata żyłem w cieniu pomówień i oskarżeń. Jak się uwolnić od tej atmosfery? Mam zrobić dziecko jakiejś kobiecie? Wtedy byłoby inne wytłumaczenie: no taaak, pedofil biseksualista - dodał. Ks. Andrzej chce odzyskać nadzór nad diecezjalnym szkolnictwem.
"Połowa duszy mi umarła"
Czterej chłopcy, którzy go oskarżyli, są już dorośli. Ryszard próbuje ułożyć sobie życie: - Ale każde wspomnienie o ks. Andrzeju cofa mnie z tej drogi. Eryk wyjechał z Polski. Mówi, że połowa duszy mu umarła, a pustka po niej boli w rozdzierający sposób - pisze dziennik.
Postępowanie przed sądem biskupim ma zakończyć się w połowie roku.
Uraz na lata
Andrzej Komorowski, doradca rodzinny i seksuolog nie ma wątpliwości, że to co spotkało chłopców z Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie spowoduje uraz na lata, który skończy się rozbiciem osobowości.
Podkreślił, że ważne jest, by teraz wychowanków nie nagabywać i nie naciskać. - Kiedy dziecko ma uczyniony despekt homoseksualny postępuje się z nimi inaczej niż wtedy, gdy następuje różnicowanie płci. W tej sytuacji występuje bowiem wstyd podwójny: dziecko wstydzi się za swoją bliskość seksualną z dorosłym i za bliskość opatrzną, homoseksualną – powiedział Komorowski w TVN24
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Renia
****
Dołączył: 26 Paź 2007
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia - Krakow
|
Wysłany: Pon 9:45, 17 Mar 2008 Temat postu: komentarz |
|
|
Zdumiewający jest fakt, że decyzja skazania Jezusa na śmierć
zapadła po wskrzeszeniu Łazarza. Cichy i delikatny Sługa Jahwe objawiający moc i miłość Ojca był nie do przyjęcia. Także w naszym życiu
decydujemy się na odrzucenie Jezusa. Dochodzi do tego stopniowo, w wyniku wielu małych, zdawałoby się nie znaczących wyborów. Dlatego prawdą jest, że to my Go zabiliśmy. Wystarczy zauważyć, jak często zachowujemy się podobnie do Judasza: pozornie troszczymy się o dobro, ale tylko o nasze własne.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aga
*****
Dołączył: 27 Mar 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:40, 18 Mar 2008 Temat postu: Wielkanoc 2008 |
|
|
Wielkanocne życzenia
Wielkanocną radość ślę dla Was dziś,
którą śpiewa każdy ptak i kwiat, i liść
którą wiosna niesie dla każdego z nas
z cudem Zmartwychwstania w ten niezwykły czas.
Wielkanocne szczęście ślę w piosence ci,
niechaj rozpromieni Twe troski i łzy,
niechaj w twe serce wielkanocna pieśń
wniesie wielką radość i nadziei treść.
Wielkanocne święta niechaj w domu waszym
rozgoszczą się Zmartwychwstania blaskiem i spokojem,
niech się wszystkie serca miłością podzielą,
Wielkanocną pieśnią, cudem i nadzieją.
Zofia Ewa Szczęsna
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maria5
***
Dołączył: 11 Lis 2007
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia
|
Wysłany: Czw 20:46, 20 Mar 2008 Temat postu: czy to cud? |
|
|
Płacząca figurka Maryi Panny
TYSIĄCE PIELGRZYMÓW W MEKSYKAŃSKIEJ MIEJSCOWOŚCI
"Cud" w Wielkim Tygodniu. W małej meksykańskiej wiosce Pedro Escobero na twarzy figurki Maryi Panny pojawiły się ślady łez. Od niedzieli do miejscowości ściągają tysiące pielgrzymów, którzy chcą zobaczyć zjawisko na własne oczy.
O niecodziennym zjawisku poinformował jedną z rodzin mały chłopiec, który zapukał do ich domu w niedzielę wieczorem. Jak twierdzą mieszkańcy wioski, nigdy wcześniej, ani później chłopca nie widzieli.
Zdarzenie wywołało w okolicy ogromne poruszenie. Odwiedzający wioskę wierni odprawiają wspólne nabożeństwa, modlą się i fotografują figurkę. Władze kościelne przyglądają się całej sprawie, ale przestrzegają przed przedwczesnym uznaniem zdarzenia za cud.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katarzyna
*
Dołączył: 14 Sie 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia-Krakow
|
Wysłany: Pią 20:59, 21 Mar 2008 Temat postu: Wielki Piatek |
|
|
Wielki Piątek
(Iz 52,13-53,12)
Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i wyrośnie
bardzo.
Jak wielu osłupiało na Jego widok - tak nieludzko został oszpecony
Jego
wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody
się
zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im
nigdy nie
opowiadano, i pojmą coś niesłychanego. Któż uwierzy temu, cośmy
usłyszeli?
na kimże się ramię Pańskie objawiło? On wyrósł przed nami jak
młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał On wdzięku ani też
blasku,
aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony
i
odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak
ktoś,
przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz
On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a
myśmy Go
za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był
przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań
chłosta
zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy
pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan
zwalił na Niego winy nas wszystkich. Dręczono Go, lecz sam się dał
gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak
owca
niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Po
udręce i
sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak!
Zgładzono Go
z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
Grób Mu
wyznaczono między bezbożnymi, i w śmierci swej był [na równi] z
bogaczem,
chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy i w Jego ustach kłamstwo nie
postało.
Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe
życie na
ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola
Pańska
spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i
nim się
nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam
dźwigać będzie. Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i
posiądzie możnych
jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony
został
pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za
przestępcami.
(Ps 31,2.6.12-13.15-17.25)
REFREN: Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego
Panie, do Ciebie się uciekam: niech nigdy nie doznam zawodu,
wybaw mnie w sprawiedliwości Twojej!
W ręce Twoje powierzam ducha mego:
Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże.
Stałem się znakiem hańby dla wszystkich mych wrogów,
dla sąsiadów przedmiotem odrazy,
postrachem dla moich znajomych;
ucieka, kto mnie ujrzy na drodze.
Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie,
i mówię: "Ty jesteś moim Bogiem".
W Twoim ręku są moje losy,
wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców.
Niech Twoje oblicze zajaśnieje nad Twym sługą:
wybaw mnie w swym miłosierdziu.
Bądźcie dzielni i mężnego serca,
wszyscy, którzy ufacie Panu.
(Hbr 4,14-16;5,7-9)
Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa,
Jezusa,
Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy
arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom,
lecz
doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem
grzechu.
Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali
miłosierdzie i znaleźli łaskę dla /uzyskania/ pomocy w stosownej
chwili. Z
głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące
prośby i
błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został
wysłuchany
dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się
posłuszeństwa
przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą
zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
(Flp 2,8-9)
Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to
śmierć
krzyżowa. Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i dał Mu imię,
które jest
ponad wszelkie imię.
(J 18,1-19,42)
Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa według świętego Jana
Pojmanie Jezusa
E. Po wieczerzy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był
tam
ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz,
który Go
wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam
gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od
arcykapłanów i
faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. A Jezus
wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw
i rzekł
do nich: + Kogo szukacie? E. Odpowiedzieli Mu: I. Jezusa z Nazaretu. E.
Rzekł do nich Jezus: + Ja jestem. E. Również i Judasz, który Go
wydał,
stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem, cofnęli
się i
upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: + Kogo szukacie? E. Oni
zaś
powiedzieli: T. Jezusa z Nazaretu. E. Jezus odrzekł: + Powiedziałem
wam,
że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. E.
Stało
się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie
utraciłem
żadnego z tych, których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając
przy sobie
miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe
ucho. A
słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: + Schowaj
miecz
do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?
Przed Annaszem. Zaparcie się Piotra
E. Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi
pojmali
Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem
teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański.
Właśnie
Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za
naród. A
szedł za Jezusem Szymon Piotr razem z innym uczniem. Uczeń ten był
znany
arcykapłanowi i dlatego wszedł za Jezusem na dziedziniec
arcykapłana,
podczas gdy Piotr zatrzymał się przed bramą na zewnątrz. Wszedł
więc ów
drugi uczeń, znany arcykapłanowi, pomówił z odźwierną i
wprowadził Piotra
do środka. A służąca odźwierna rzekła do Piotra: I. Czy może i
ty jesteś
jednym spośród uczniów tego człowieka? E. On odpowiedział: I. Nie
jestem.
A ponieważ było zimno, strażnicy i słudzy rozpaliwszy ognisko stali
przy
nim i grzali się. Wśród nich stał także Piotr i grzał się.
Arcykapłan więc
zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu
odpowiedział: + Ja
przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w
świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie
uczyłem
niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im
mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem. E. Gdy to powiedział,
jeden ze
sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: I. Tak
odpowiadasz
arcykapłanowi? E. Odrzekł mu Jezus: + Jeżeli źle powiedziałem,
udowodnij,
co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz? E.
Następnie
Annasz wysłał Go związanego do arcykapłana Kajfasza.
A Szymon Piotr stał i grzał się. Powiedzieli wówczas do niego: T.
Czy i ty
nie jesteś jednym z Jego uczniów? E. On zaprzeczył mówiąc: I. Nie
jestem.
E. Jeden ze sług arcykapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął
ucho,
rzekł: I. Czyż nie ciebie widziałem razem z Nim w ogrodzie? E. Piotr
znowu
zaprzeczył i natychmiast kogut zapiał.
Przed Piłatem
Od Kajfasza zaprowadzili Jezusa do pretorium. A było to wczesnym
rankiem.
Oni sami jednak nie weszli do pretorium, aby się nie skalać, lecz aby
móc
spożyć Paschę. Dlatego Piłat wyszedł do nich na zewnątrz i
rzekł: I. Jaką
skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi? E. W odpowiedzi rzekli do
niego: T. Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy Go tobie. E.
Piłat
więc rzekł do nich: I. Weźcie Go wy i osądźcie według swojego
prawa. E.
Odpowiedzieli mu Żydzi: T. Nam nie wolno nikogo zabić. E. Tak miało
się
spełnić słowo Jezusa, w którym zapowiedział, jaką śmiercią
miał umrzeć.
Przesłuchanie
Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa
rzekł do
Niego: I. Czy Ty jesteś Królem żydowskim? E. Jezus odpowiedział: +
Czy to
mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie? E. Piłat
odparł: I.
Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie.
Coś
uczynił? E. Odpowiedział Jezus: + Królestwo moje nie jest z tego
świata.
Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się,
abym nie
został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. E.
Piłat
zatem powiedział do Niego: I. A więc jesteś królem? E.
Odpowiedział Jezus:
+ Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem
na
świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy,
słucha
mojego głosu. E. Rzekł do Niego Piłat: I. Cóż to jest prawda? E.
To
powiedziawszy wyszedł powtórnie do Żydów i rzekł do nich: I. Ja
nie
znajduję w Nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę
uwalniam
wam jednego /więźnia/. Czy zatem chcecie, abym wam uwolnił Króla
żydowskiego? E. Oni zaś powtórnie zawołali: T. Nie tego, lecz
Barabasza!
E. A Barabasz był zbrodniarzem.
"Oto człowiek"
Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze
uplótłszy
koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem
purpurowym.
Potem podchodzili do Niego i mówili: T. Witaj, królu żydowski! E. I
policzkowali Go. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił
do nich:
I. Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie
znajduję w Nim żadnej winy. E. Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w
koronie
cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: I. Oto
Człowiek. E.
Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: T. Ukrzyżuj!
Ukrzyżuj! E.
Rzekł do nich Piłat: I. Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie
znajduję w Nim winy. E. Odpowiedzieli mu Żydzi: T. My mamy Prawo, a
według
Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym.
E. Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej.
Wszedł znów do
pretorium i zapytał Jezusa: I. Skąd Ty jesteś? E. Jezus jednak nie
dał mu
odpowiedzi. Rzekł więc Piłat do Niego: I. Nie chcesz mówić ze
mną? Czy nie
wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie
ukrzyżować? E.
Jezus odpowiedział: + Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby
ci jej nie
dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie.
E.
Odtąd Piłat usiłował Go uwolnić. Żydzi jednak zawołali: T.
Jeżeli Go
uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni
królem,
sprzeciwia się Cezarowi.
Wyrok
E. Gdy więc Piłat usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na
zewnątrz i
zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Lithostrotos, po hebrajsku
Gabbata. Był to dzień Przygotowania Paschy, około godziny szóstej.
I rzekł
do Żydów: I. Oto król wasz! E. A oni krzyczeli: T. Precz! Precz!
Ukrzyżuj
Go! E. Piłat rzekł do nich: I. Czyż króla waszego mam ukrzyżować?
E.
Odpowiedzieli arcykapłani: T. Poza Cezarem nie mamy króla. E. Wtedy
więc
wydał Go im, aby Go ukrzyżowano.
Ukrzyżowanie
Zabrali zatem Jezusa. A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce
zwane
miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go
ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony,
pośrodku zaś
Jezusa. Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na
krzyżu. A było
napisane: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. Ten napis czytało wielu
Żydów,
ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta. A
było
napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Arcykapłani
żydowscy
mówili do Piłata: T. Nie pisz: Król Żydowski, ale że On
powiedział: Jestem
Królem Żydowskim. E. Odparł Piłat: I. Com napisał, napisałem. E.
Żołnierze
zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na
cztery
części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę.
Tunika zaś
nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc
między sobą:
T. Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć.
E. Tak
miały się wypełnić słowa Pisma: Podzielili między siebie szaty, a
los
rzucili o moją suknię. To właśnie uczynili żołnierze.
Ostatnie słowa
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego,
Maria,
żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i
stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: +
Niewiasto,
oto syn Twój. E. Następnie rzekł do ucznia: + Oto Matka twoja. E. I
od tej
godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Śmierć Jezusa
Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się
wypełniło
Pismo, rzekł: + Pragnę. E. Stało tam naczynie pełne octu.
Nałożono więc na
hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował
octu,
rzekł: + Wykonało się! E. I skłoniwszy głowę oddał ducha.
Przebicie serca
Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie
pozostawały na
krzyżu w szabat - ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem -
Żydzi
prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich
ciała.
Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i
drugiemu,
którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i
zobaczyli, że
już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy
włócznią przebił
Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten,
który
widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę,
abyście
i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo:
Kość jego nie
będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć
na Tego,
którego przebili.
Złożenie do grobu
Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z
obawy
przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A
Piłat
zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego ciało. Przybył również i
Nikodem,
ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, i przyniósł
około
stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i
obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do
żydowskiego
sposobu grzebania. A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w
ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. Tam
to więc,
ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa, bo
grób
znajdował się w pobliżu.
Post został pochwalony 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maria5
***
Dołączył: 11 Lis 2007
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia
|
Wysłany: Wto 20:40, 25 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Maria Magdalena okazała się wyjątkowo wytrwała w oczekiwaniu na
spełnienie
obietnicy zmartwychwstania Jezusa. Dlatego jest patronką ludzi od
dawna
oczekujących na cud przemiany siebie lub swoich najbliższych. Św.
Monika
czy nam współcześni Frossard i Sartre przeżyli równie intymne -
jak
Magdalena - spotkanie ze Zmartwychwstałym. Nikt nie jest stracony,
ponieważ Chrystus przychodzi dzisiaj z tą samą miłością.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Renia
****
Dołączył: 26 Paź 2007
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia - Krakow
|
Wysłany: Śro 19:10, 26 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Droga wiary każdego człowieka jest podobna do tej, którą przeszli
uczniowie do Emaus. Rozpoczyna się od nierozpoznania Chrystusa,
idącego
razem z nami. A On delikatnie zaczyna pouczać przez swoje słowo,
odsłania
tajemnice swego serca. Zasiewa wiarę, która pozwala odkryć to, co
niewidoczne dla oczu. A potem ofiarowuje siebie jako Chleb życia.
Droga do
Emaus streszcza się w każdej Eucharystii, kiedy Pan zmartwychwstały
mówi
do nas i karmi nas sobą.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aga
*****
Dołączył: 27 Mar 2007
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:00, 10 Kwi 2008 Temat postu: słowa Jana Pawła II |
|
|
Matka Boża znalazła miejsce we wszystkich zakamarkach polskiego chrześcijaństwa.
Jej Obraz Jasnogórski stał się jakby znakiem rozpoznawczym. Po tym obrazie rozpoznajemy siebie w dalekim świecie, na różnych emigracjach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maria5
***
Dołączył: 11 Lis 2007
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia
|
Wysłany: Czw 18:12, 10 Kwi 2008 Temat postu: słowa Jana Pawła II, którego ciągle kochamy |
|
|
Podczas pierwszej wizyty w USA Papież spotkał się z rodziną prezydenta Jimmyego Cartera. Pięcioletnia wówczas wnuczka prezydenta, mając kłopoty z wygłoszeniem powitania, powtarzała w kółko: - Jego Świątobliwość, Jego Świątobliwość. Papież, chcąc wybawić dziewczynkę z kłopotów, wziął ją w ramiona i powiedział: - Mów mi wujaszku.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maria5
***
Dołączył: 11 Lis 2007
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia
|
Wysłany: Nie 19:06, 20 Kwi 2008 Temat postu: Ewangelia |
|
|
Liturgia ostatnich niedziel po Wielkanocy kieruje naszą uwagę na
naukę
Jezusa zawartą w przemówieniu po Ostatniej Wieczerzy, w tym bezcennym
testamencie, który Pan zostawił uczniom, zanim udał się na Mękę.
Dzisiaj na pierwszym planie znajduje się to wielkie oświadczenie: "Ja
jestem drogą i prawdą, i życiem" (J 14, 6). Wywołał je Tomasz
swoim
pytaniem, bo nie zrozumiawszy tego, co Jezus mówił o swoim powrocie
do
Ojca, powiedział: "Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy
znać
drogę?" (tamże 5). Apostoł myślał o drodze materialnej, Jezus zaś
wskazuje
mu duchową - tak wzniosłą, że utożsamia się z Jego osobą: "Ja
jestem
drogą". Nie tylko pokazuje mu drogę, lecz również kres - "prawdę
i
życie" - do których prowadzi, a którymi jest On sam. Jezus to droga
prowadząca do Ojca: "Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko
przeze
Mnie" (tamże 6); jest prawdą, która Go objawia: "Kto Mnie zobaczył,
zobaczył także i Ojca" (tamże 9); jest życiem i obdarza ludzi
życiem
Bożym. "Jak Ojciec ma życie w sobie", tak ma je i Syn i daje je,
"komu
chce" (J 5, 26. 21). Człowiek znajdzie zbawienie tylko pod tym
warunkiem,
że będzie, naśladował Jezusa, słuchał Jego słowa, przejmie się
Jego
życiem, którego On udziela przez łaskę i miłość. W ten sposób
żył będzie w
łączności nie tylko z Chrystusem, lecz także z Ojcem, który nie
jest ani
daleko, ani oddzielony od Chrystusa, lecz jest w Nim, gdyż Jezus
stanowi
jedno z Ojcem i Duchem Świętym. "Wierzcie Mi! Ja jestem w Ojcu, a
Ojciec
we Mnie" (J 14, 11). Na tej wierze w Chrystusa, prawdziwego człowieka
i
prawdziwego Boga, który prowadzi, jako droga, do Ojca i we wszystkim
równy
jest Ojcu, opiera się życie chrześcijanina oraz całego Kościoła.
Właśnie pierwsze i drugie czytanie ukazują rozwój i życie
pierwotnego
Kościoła dzięki wpływowi Jezusa - "drogi, prawdy i życia". Dzieje
Apostolskie (6, 1- świadczą o szybkim wzroście liczby wierzących
dzięki
ewangelizacji apostolskiej, a także o wyborze pierwszych
współpracowników,
którzy podejmując pełnienie uczynków miłosiernych, ułatwiają
Apostołom
oddawanie się całkowicie "modlitwie i posłudze słowa" (tamże 4).
Chodziło
o kult liturgiczny - sprawowanie Eucharystii i modlitwę wspólnotową
- lecz
niewątpliwie także o modlitwę prywatną, której Jezus nauczył
Apostołów
słowem i przykładem. Jak Mistrz spędzał długie godziny na
modlitwie w
samotności, tak apostoł widzi potrzebę umocnienia się w osobistej
modlitwie przez ścisłe zjednoczenie z Chrystusem, bo tylko tym
sposobem
jego posługa stanie się skuteczna i przyniesie światu słowo i
miłość Pana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martula
**
Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia
|
Wysłany: Sob 5:15, 17 Maj 2008 Temat postu: wiara |
|
|
Kiedy ogarnia cię depresja, twoja modlitwa nie będzie taka sama jak
modlitwa w innych okresach życia. Może ci się wtedy wydawać, że
Bóg nagle zniknął. Kiedy twoja depresja jest następstwem choroby, śmierci ukochanej osoby albo jakiegoś wypadku możesz mieć poczucie że Bóg cię opuścił. W późniejszych fazach depresji może ci cię wydawać, że Bóg jest ci bliższy w cierpieniu niż ktokolwiek przedtem. Możesz mieć wtedy poczucie, że otacza cię opieką i zsyła ci pocieszenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Renia
****
Dołączył: 26 Paź 2007
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sofia - Krakow
|
Wysłany: Pon 15:28, 19 Maj 2008 Temat postu: Wiara Nadzieja Miłość |
|
|
Wciąż słyszymy, że największym skarbem naszego życia duchowego jest wiara. Na tej prostej prawdzie od wieków opiera się religia. Czy rzeczywiście uważamy wiarę za najważniejszą rzecz na świecie? Otóż nie.
W liście do Koryntian święty Paweł prowadzi nas do początków chrześcijaństwa. Na zakończenie mówi:” Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość”.
Święty Paweł, autor tych słów, nie jest gołosłowny. Wcześniej pisze w tym samym liście o wierze i zastrzega: „Gdybym też miał(...) wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym”
Święty Paweł nie ucieka od istoty rzeczy, wręcz przeciwnie porównuje wiarę z miłością i kończy słowami: „ Z nich zaś największa jest miłość”.
W owej chwili wielkie pytanie, przed którym stanie ludzkość, nie będzie brzmiało : „JAK ŻYŁEM ?”
Będzie brzmieć „JAK KOCHAŁEM”
Ostateczną próbą w drodze do zbawienia jest miłość. Bez znaczenia będzie to, co zrobiliśmy, w co wierzyliśmy, czego dokonaliśmy.
Nic z tego znie zostanie nam policzone. Za to będziemy musieli rozliczyć się z NASZEJ MIŁOŚCI DO BLIŹNIEGO. W niepamięć pójdą wszystkie nasze błędy. Będziemy osądzeni za DOBRO, które uczyniliśmy. Dlatego jeśli więzimy w sobie miłość, postępujemy wbrew woli Pana Boga. To znak, że nie poznaliśmy GO, że kochał nas na próżno, a Jego Syn umarł za nas nadaremnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|